niedziela, 27 października 2013

Niedziela, ot, zwykły dzień.

Wczoraj zobaczyłam na wadze 50 kg. Okrągłe 50. A potem dostałam okres.
Dzisiaj weszłam na wagę- 48,5 kg. Nie jest tak źle, aczkolwiek dziwi mnie tak szybka strata wagi. Czyżby woda zatrzymała mi się w organizmie? Wczoraj przecież zjadłam zakazane potrawy.
Dzisiaj też nie mogę pochwalić- zjadłam całego hot-doga. 487 kcal.
Zjadłam też kostkę czekolady.

Godne pożałowania.

Gdyby nie fakt, że spacerowałam przez praktycznie trzy godziny i to koleżanka wmusiła we mnie tego hot-doga- załamałabym się. Teraz czuję się jedynie winna. Bardzo winna.
Nie zdziwię się, jeżeli jutro zobaczę ponownie 50 kg na wadze.
Jest źle, ale nie tragicznie- mogłam przecież spieprzyć to jeszcze bardziej.

Nie wiem, jak to będzie. Tracę nadzieję, bo mama zaczyna komentować moje odżywianie. Na szczęście nie ma zbyt dużego wpływu na moje jedzenie w szkole, a spędzam tam bardzo dużo czasu, z racji uczęszczania do szkoły muzycznej. 

Czuję się źle. Ale muszę mieć nadzieję, że schudnę. Będzie lepiej.

sobota, 26 października 2013

Tak źle.

Jestem z siebie jak na razie bardzo niezadowolona. Ale poznałam nową zasadę- nie wychodzić z mamą na większe zakupy. Ledwo co wszystko kupiłyśmy, a minęłyśmy budkę z hot-dogami oraz goframi. Wiedziałam, czym to się skończy...
Miałam zamiar zjeść dzisiaj jedynie lekkie śniadanie, żeby metabolizm mi nie "siadł". A co się okazało? Zjadłam parę kęsów hot-doga i pół gofra. Do tego jeszcze donuta...
Nie mogę zwymiotować. Nie przełamię się.
W żaden sposób nie pozbędę się tych kalorii i tego tłuszczu. Przeraża mnie to.
Boję się.
Boję.
Jestem cholernie przerażona.

Mogłabym nawet mówić, czego jeszcze się boję, oprócz dodatkowych kilogramów. Mogłabym.
Ale po co?
Nie mam czytelników. To w sumie bardzo dobrze. Mogę pozostać sama z własnymi myślami, które umieszczam tutaj. Stąd nie mogą uciec.
Dobrze mi tu.

Podziwiam Motylki, które potrafią wyznaczyć sobie cel i przeć ku niemu bez żadnych ograniczeń.
Też kiedyś taka będę. Kiedyś.


___________________________________
http://ask.fm/MariaNastazja

piątek, 25 października 2013

Początek.

Rozdrapuję każdą, najmniejszą nawet, rankę, jaką mam. To śmieszne.

Dzisiaj zjadłam kilka paluszków, wypiłam gorącą czekoladę, zjadłam dwa "paluszki kabanosowe" (po 20 kcal każdy) oraz zostałam zmuszona do zjedzenia paru pierogów z serem.
Nie jest tak źle, jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że dopiero zaczynam z ograniczeniem jedzenia. 
Moim celem jest 45 kg. Do połowy listopada.
Aktualnie ważę prawie 50 kg. Ostatnio przytyłam przez interwencję znajomych, którzy wmuszali we mnie jedzenie. Bardzo dużo jedzenia. Niezdrowego, tuczącego jedzenia. Okropieństwo.
Dawno już nie wchodziłam na wagę, po części ze strachu. Teraz będę wchodzić na nią zdecydowanie częściej- nie mogę pozwolić sobie na wzrost masy ciała.
Piję dużo wody oraz grejpfrutową herbatkę wspomagającą odchudzanie.
Jutro zapewne kupię chrupkie pieczywo, ewentualnie błonnik.
Najgorszy jest fakt, że nie mogę wykonywać zbyt wielu skłonów, przysiadów i brzuszków, ani żadnych wymagających bardzo dużego wysiłku ćwiczeń. Jedyny sposób, to spacery po parku, który mam niedaleko siebie. Chodzę na pieszo do liceum, do drugiej szkoły mam około godziny jazdy autobusem... Wracając będę wysiadać cztery przystanki wcześniej.  Nie będzie to raczej zbyt dużo na moje wadliwe serce oraz chore stawy, więc... cóż. Nie mogę jedynie nie jeść, muszę się ruszać.

Jeżeli chodzi o "słodycze", to mam zamiar zacząć jeść kisiel, (oczywiście nie codziennie- po prostu w momencie, kiedy najdzie mnie ochota na coś słodkiego). Mówię o tym robionym w rondelku, dla kilku osób. Można dodać do niego trochę cukru, ewentualnie nie dodawać go wcale, co jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Nie jest również zbyt kaloryczny (73 kcal na minimalnie osłodzoną porcję, czyli około 100 gramów), co daje nam idealny zamiennik zdecydowanie bardziej kalorycznego batona, a przy okazji można zapełnić żołądek do końca dnia. Zauważyłam, że jest on dość sycący.

Czuję się ze sobą naprawdę źle. Zanim przytyłam byłam w miarę zadowolona ze swojej wagi oraz wyglądu. Teraz ważę dużo.
Cel pierwszy: 45 kg do połowy listopada.
Cel drugi: 40 kg do końca grudnia.
Cel trzeci... Zobaczymy, cóż przyniesie przyszły rok.

Mój wzrost: 156 cm.
Wiek: 15 lat.

Let's play a game...

__________________

Niepotrzebny wstęp.

Siedzę.
Siedzę, popijając herbatę o smaku grejpfruta. Niesłodzoną.

Myślę.
Myśli swobodnie przenikają przez bariery pozostawione przeze mnie. Niszczę tamy, zalewa mnie fala.
Uśmiecham się delikatnie, pusto.
Strach. Strach. Strach.

Tylko on przenika przez moje ciało.
Tylko ten głupi strach.
Przed czym? Przed życiem; prosta odpowiedź na, można by rzec, trudne pytanie.
Ale czy naprawdę tak łatwo zrozumieć tę odpowiedź?

Wzruszam ramionami. Moje palce z cichym stukotem uderzają w klawiaturę, tworząc kolejne zdania.


Nazywam się Maria Anastazja. Żadne z tych imion nie jest moim prawdziwym.
Moim kolorem jest szary, popielaty.
Tyle... powinno wystarczyć.

To i tak nic nie warte zapiski.