sobota, 2 listopada 2013

Tytuł.

Od ostatniej notki nie ważyłam się wcale. Do dzisiaj.
W sumie nie jadłam zbyt wiele; lubię uczucie pustego żołądka. Tylko... właściwie, to już wczoraj, zaszalałam. Zjadłam na śniadanie tosta, wypiłam niesłodzoną mocną kawę... i zjadłam pół bajaderki. Kiedyś lubiłam słodycze, ale jakoś nie mogę na nie od jakiegoś czasu patrzeć. Mdli mnie na samą myśl o zjedzeniu czegoś słodkiego. Więc czemu to zrobiłam? Komentarze matki i ciotek doprowadziły mnie do szewskiej pasji. Że jest ze mną źle, że chyba powinnam iść z tym od lekarza, że zapiszą mnie do niego, jak nie zjem czegoś na ich oczach. Chciałam zjeść obwarzanki. Nie te słodkie, drożdżowe, a te bardziej... ptysiowe, że tak to ujmę. Dostałam bajaderkę, po prostu cudownie.
Udało mi się połowy niezauważenie pozbyć. Ale i tak reszta siedziała mi przez pół dnia na żołądku.
Kilkanaście minut temu weszłam na wagę. 47,5 kg. Jestem szczęśliwa.
Zbliżam się do swojego celu.
Uda mi się. Nawet z moją rodziną.
Może zaplotę bransoletkę? Idealny zapełniacz czasu.

1 komentarz:

  1. Boże, doprawdy ci zazdroszczę. U mnie non stop zawalanie, aż w końcu wróciłam do 56/57. Robię sobie przez kilka najbliższych dni głodówkę. Chcę już moje 49...
    Z bilansem nie tak źle, wiadomo przecież, że zdarzyć się może taki dzień.
    Ech, życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń